poniedziałek, 26 września 2011

Wspomnienia z Paryża


21.07.2011
Paryż, choć mokry, robi wrażenie. Niezliczone , stare ,wysokie kamienice ze zdobnymi balkonami i okiennicami, między nimi wąskie ulice… tonie  się w tym ogromie.
Pierwszym zwiedzonym obiektem było lotnisko Charlesa de Gaulle’a  ponieważ odbieraliśmy stamtąd Dorotę. Tłumy ludzi, mnóstwo terminali. Tam po raz pierwszy przekonaliśmy się o kunszcie francuskich kierowców- czyli jeżdżeniu jak się da…przepisy wydawały się być jedynie sugestią, a nie obowiązkiem, na dodatek elementem niezbędnym(czyt. nadużywanym) był klakson…
Po długiej podróży i błądzeniu po mieście spowodowanym kaprysami pani Beatki dotarliśmy do Marka (znajomego
Doroty i Szymona, który to studiuje w Paryżu) .
U niego odpoczęliśmy i otrzymaliśmy kilka przydatnych rad. Okazało się,że musimy sobie darować plan wypożyczenia rowerów ponieważ jest to procedura skomplikowana o wiele bardziej niż nam się wydawało gdyż niezbędną okazała się karta kredytowa „na czip” przy pomocy której wnieść należało kaucję 150 euro… co prawda zwrotną, ale nie byliśmy na to przygotowani.
Podczas gdy Szymon po dobie za kierownicą zaznawał kojących właściwości snu, wyszłyśmy na spacer w pobliżu kamienicy Marka. I już tutaj nasza polska uroda zaczarowała pewnego pana (miejscowego kloszarda), który to w różnych językach krzyczał za nami jakie to jesteśmy piękne :P idąc dalej znalazłyśmy sklep „wszystko za 1,5 euro” i  z ciekawości go odwiedziłyśmy. Po opuszczeniu sklepu usłyszałyśmy jakieś dzwonki, klaksony itp. więc poszłyśmy zobaczyć co to oznacza. Okazało się, że ulica łącząca dwa brzegi kanału została właśnie wydźwignięta na podnośnikach na taką wysokość aby swobodnie mógł przepłynąć statek wycieczkowy. Później dopiero dowiedziałyśmy się, że jest to obiekt zabytkowy.
Po powrocie obudziłyśmy Szymona i ruszyliśmy w poszukiwaniu campingu. Robiło się coraz ciemniej a my nie mieliśmy się gdzie podziać. Gdy dotarliśmy na camping wybrany ze względu na jego strategiczną pozycję względem zabytków, które mieliśmy odwiedzić usłyszeliśmy, że nie ma już miejsc… powierzyliśmy więc po raz kolejny nasz los pani Beacie. Wyprowadziła nas już poza granicę Paryża, ale faktycznie znalazła Camping Hutoppia. Po negocjacjach z obsługą dostaliśmy miejsce. Wybiła już godzina 0 a mu dopiero rozbijaliśmy namiot… potem kolacja, herbatka i spać.
Wstaliśmy późno, zbieraliśmy się bardzo powoli. Okazało się, że przyznane nam miejsce było przeznaczone dla Camperów i powiedziano nam, że jeśli planujemy dłuższy pobyt musimy zmienić miejsce na takie dla namiotów… po krótkiej naradzie postanowiliśmy przenieść się na inne pole namiotowe. Po drodze zwiedziliśmy Wersal. Rozległe ogrody, w nich ogrom fontann (niestety niedziałających). W związku z tym ,że w poniedziałki Wersal jest zamknięty, ogrody można zwiedzać za darmo. Następnie Skierowaliśmy się na pole namiotowe w Lasku Bolońskim (to samo na którym brak było miejsc dzień wcześniej). Tam rozbiliśmy namiot i zjedliśmy obiad.
Należało rozpocząć zwiedzanie, więc wybraliśmy się spacerkiem pod wieże Eiffla. Dotarliśmy  tam już o zmierzchu, kiedy to wieża „świeci”. Zrobiliśmy oczywiście mnóstwo zdjęć, po czym stwierdziliśmy, że tradycji musi stać się zadość i udaliśmy się do sklepu celem zakupu wina (za max 2euro) i sera. „Wyposażeni” wróciliśmy na Pola Marsowe w celach konsumpcyjnych ;) okazało się ,że o pełnej godzinie wieża „błyska” jakby opleciono ją w coś w rodzaju lampek choinkowych, a o godzinie 1 gaśnie całkowicie. W kontemplacji krajobrazu przeszkadzają bardzo nachalni sprzedawcy miniaturowych ,tandetnych wieżyczek Eiffla.
tak upłynął dzień pierwszy. C.D.N.

czwartek, 1 września 2011

wybaczcie ;)

i kiedy minął już miesiąc od powrotu w domowe progi...
proszę wszystkich o wybaczenie tej zwłoki.
obiecuję się poprawić i po niedzieli zamieścić hurtem relację z podróży :)
zapewniam wszystkich tym samym, że obie powróciłyśmy w pełni zdrowia i planujemy kolejne "włajaże"

środa, 20 lipca 2011

Paryz

Jak bylo w Paryzu?
"J" Mokro :P fajnie ale mokro. Juz od Niemiec towarztl nam deszcz i jak narazie nie daje o sobie zapomniec :/ Martuch moze cos powedziec o naszych super nieprzemakajacych butach.
"M" jedyne sluszne :P czyli sandaly ;)
"J" dobra ale od poczatku. Sama podroz byla spokojna ale dluuuga. Tu pozdrowienia dla Szymona :) bo jako jedyny nie zasnal po drodze hehehe :) za to Martuch nadrabiala za wszystkich :D Z lekkim opoxnieniem dotarlismy na lotnisko na obrzezach Paryza, gdzie odbieralismy Dorote, ktora w tym miejscu pozdrawiamy :)
"M" mnie chyba dalej mi sie chce spac :p chociaz moze byc to efektem naszego nocnego zycia jakie tu prowadzimy, ewentualnie wsciekle wczesnej pory w ktorej wlasnie dorwalysmy komputer.
"J" no tak, nocne zycie - jak wstajemy o 12 a wychodzimy na miasto o godzinie 15 ;)
"M" dobra ale powiedz co widzialysmy?
"J" jezeli chodzi o niedziele, to z powodu naszego poznego przyjazdu to widzialysmy pare ladnych paryskich uliczek, oczarowalysmy uroda jakiegos goscia w sklepie oraz przypadkiem trafulysmy na zabytkowy most zwodzony na kanale w srodku miasta, gdzie wlasnie przeplywal statek.
"M" w poniedzialek zaczely sie konkrety ;) "mieszkajac" w poblizu Wersalu stwierdzilismy "idziemy! a co :P"
"J" dlatego, ze byl zamkniety to ogrody mozna bylo zobaczyc za darmo. Przepiekne, a Martuch zbierala jakies zielska i mi pakowala do torebki :p
"M" No, ale fontanny nie dzialaly :/
"J" Martuch, bo bylo przeciez zamkniete :p
"M" e tam :p
"J" Pod wieczor dotarlismy pod Wieze Eiffla :) i nie moglismy sie powstrzymac od nie zjedzenia sera i wypicia taniego wina na Polach Marsowych.
"M" i nie moglismy sie opedzic od sprzedajcych tandetne, kolorowe, blyskajace miniaturowe WE
"J" w drodze powrotnej widzielismy Statue Wolnosci.
"M" tak, nic nam sie w glowach nie przestawilo :P to wlasnie tu znajduje sie oryginalna Statua :)
"J" wczoraj mimo, ze padalo doszlismy pod Luk Triumfalny, zwiedzalismy Dzielnice Lacinska z katedra Notre Dame na czele. Jeszcze na capingu zaczepila nas reporterka francuskiej telewizji i pytala co bedziemy robic w Paryzu kiedy pada, tu nasza gwiazda stal sie Szymon w sztormiaku ;p
"M"widzielismy tez Panteon, budynki Sorbony, park przy Palacu Luksemburskim i cala mase urokliwych zaulkow :D
"J" wieczorem nad kanalem sw. Marcina skosztowalysmy musujacego koktajlu malinowego :) mniam
"M" a! no i jezdzilismy, poteznie rozbudowanym metrem
"J" to co dzisiaj?
"M" dzisiaj pora na drugi brzeg Sekwany czyli Luwr i Ogrod Botaniczny, plus to co po drodze :)
"J" i co Martuch? na poludnie?
"M" tak! w poszukiwaniu slonca ;)

pozdrawiamy tych co czytaja, co z nami sa i ktorych poznalismy :)
p.s.
przepraszamy za  pisownie, ale tu jest francuska klawiatura :P

niedziela, 17 lipca 2011

trip.

a więc jesteśmy :D
Paryż. Dzień pierwszy.
i obawiam się,że pozostaniemy jedynie w kontakcie telefonicznym...
będę pisać tutaj jeśli dorwę jakiś komputer.

czwartek, 14 lipca 2011

z innej beczki.

Martuch dostał się na swoje drugie studia :)
uzupełnieniem leśnictwa będzie ogrodnictwo ze specjalnością  Rośliny lecznicze i prozdrowotne :)
leśnik-zielarz :>
a dziś w nocy - Wielka Bitwa o Hogwart ;)   
"i jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje"  

poniedziałek, 11 lipca 2011

z piosenką w świat ;)

Jako, że "za ciężka gitara" powstała płytka, na którą składa się zestaw polskich szlagierów oraz całkiem współczesnych hitów ;) 
i w autach dobrodusznych europejczyków, którzy zdecydują się usłużyć nam pomocą, zapanuje klimat polskiego wesela :P